Autor: Martin Huć
Gdy 10 lat temu odbył się pierwszy „Dobry wieczór z płytą winylową” jego pomysłodawca, dr inż. Bogusław Ziębowicz z Wydziału Mechanicznego Technologicznego Politechniki Śląskiej, nie spodziewał się, że cykl tych spotkań zyska taką popularność i tak bardzo się rozwinie.

- Zbliżamy się już do osiemdziesięciu zorganizowanych spotkań z płytą winylową. Nie spodziewałem się, że potrwa to tyle lat. Jestem z tego niesamowicie dumny, że w tych zwariowanych czasach, w dobie smartfonów, gdy ludzie mają mnóstwo spraw na głowie, nagle kilkadziesiąt, a czasami i kilkaset ludzi spotyka się wieczorem i przez prawie trzy godziny słucha muzyki i nic im więcej do szczęścia w tym momencie nie jest potrzebne – rozpoczyna opowieść dr inż. Bogusław Ziębowicz.
Naukowiec naszej Uczelni przyznaje, że jego historia z płytami winylowymi zaczęła się już dawno temu.
- Wychowałem się i dorastałem w czasach komunizmu, kiedy właściwie niczego w naszym kraju nie było. Jesienią 1982 roku, za pieniądze z mojej I komunii świętej kupiłem sobie gramofon i radiomagnetofon oraz dziesięć kaset. I od tego zaczęło się słuchanie muzyki. Po chwili stałem się fanem Program Trzeciego Polskiego Radia. Muzyka stała się dla mnie doskonałą odskocznią od codzienności. Szybko zacząłem także kolekcjonować muzykę – najpierw na kasetach magnetofonowych, a później pojawiła się w moim życiu pierwsza płyta winylowa. To był zespół Klincz i album zatytułowany „Gorączka”.
Obecnie ma około 1,5 tysiąca płyt. Choć przyznaje, że zna osoby z Uczelni, które mają ich znacznie więcej – nawet 10 tysięcy. W przypadku niektórych albumów nasz rozmówca ma nawet wydania z kilku krajów. I choć są właściwie niemal takie same, to przyznaje, że na tym w końcu polega kolekcjonerstwo.
- Czasami zapominam nawet o niektórych płytach, że je mam. Nagle je odnajduję, trzymam w ręce, posłucham sobie i czuję się od razu lepiej. Niektóre winyle potrafią być naprawdę ładnie wydane – dlatego chcemy je odkrywać, kupować dla pięknej okładki czy świetnie wydanej książeczki, która jest wewnątrz. Są oczywiście albumy, które łatwo zdobyć, a niektóre wymagają już większych poszukiwań - i oczywiście trudnych negocjacji dotyczących ceny – dodaje dr inż. Bogusław Ziębowicz.

- Oczywiście nabyć pierwszy gramofon i ważną dla nas płytę. Nie ma sensu kupować od razu kilkunastu. Kupmy jedną – taką, na której nam naprawdę zależy. I potem posłuchać ją samemu, z bliską nam osobą albo przyjaciółmi. To są naprawdę bardzo miłe chwile.
Sam pomysł na „Dobry wieczór z płytą winylową” pojawił się w jego życiu zupełnie spontanicznie.
- Potrzebowałem wtedy odskoczni od codzienności, od rutyny i wpadłem na pomysł tego typu spotkań, który od razu spodobał się ówczesnemu menadżerowi klubu studenckiego „Spirala” Łukaszowi Kwaśniewskiemu – tłumaczy.
Tak rozpoczęła się historia spotkań muzycznych z płytą winylową, która trwa do dziś. Ich tematyka jest bardzo różna – od hitów zespołu ABBA, płytę z koncertu Pink Floyd po muzykę elektroniczną ubiegłego wieku. Ze swoim pomysłem naukowiec naszej Uczelni miał okazję także zaprezentować się m.in. w poniższych miejscach:
- Myślałem najpierw, że zainteresowanie wieczorami będzie chwilowe i szybko wygaśnie. Stało się jednak zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że jest to trochę tęsknota do czasów, w których wszystko było poukładane, życie nie pędziło tak szybko – tłumaczy. - Wiem, że wśród uczestników są osoby, które dzięki temu kupiły sobie pierwszy gramofon. Traktuję to trochę jak audycję muzyczną. Moim celem zresztą nie jest tylko, żeby puszczać muzykę. Wydaje mi się, że mam pewną wiedzę o muzyce i chcę się nią dzielić z ludźmi. Liczy się dla mnie słowo, które przekazuję słuchaczom pomiędzy utworami – historia danego zespołu, danej płyty, czy ciekawostki dotyczące sprzętu. Tym bardziej, że jest on z najwyższej półki i czasami wart nawet pół miliona złotych.
Dzięki temu w trakcie wieczorów z płytą winylową niektóre utwory możemy wręcz odkryć na nowo, w zupełnie innym brzmieniu. Nasz rozmówca jest niezwykle dumny z dziesięciu lat historii tych spotkań.
- Wielokrotnie – co jest niezwykle miłe – ludzie podchodzili do mnie i dziękowali za dane spotkanie. Okazuje się, że moje opowieści są dla nich bardzo wartościowe – dodaje.
Nasz rozmówce przyznaje, że najbardziej udane wieczory to były te, które odbyły się w Runiach Teatru w Gliwicach.
- To ze względu na wielkość i magię Ruin Teatru, a także liczbę osób, która się tam pojawiła. Dobrze wracam do także spotkania o nazwie „Elektroniczna zima”, gdy puszczałem muzykę elektroniczną. Wtedy znakomicie został dopasowany sprzęt i świetnie słuchało się wybranych utworów – mówi naukowiec i dodaje, że ma już także pewne marzenie związane z tym cyklem. – Chciałbym zorganizować wieczór nieco bardziej ambitny, z muzyką ambient z Japonii.
Lik od artykułu w Biuletynie Politechniki Śląskiej: Muzyczna recepta na dobry wieczór.